Historia opowiedziana przez Agnieszkę, to historia zmagania się rozumu z sercem. Uczucie do partnera i późniejszego męża przesłaniało jej rzeczywistość. Widziała to, co chciała widzieć; wierzyła, w co chciała wierzyć. Kochała i, wbrew oczywistym faktom, pragnęła ufać.
W opowiadaniu Agnieszki uderza obiektywizm. Nie odsądza męża od czci i wiary, nie miesza go z błotem. Stara się dociec przyczyn jego zachowania, a nawet szuka winy w sobie.
Ktoś kiedyś powiedział, że jak się kogoś kocha, to daje się mu kawałek serca; i ten kawałek zostaje już na zawsze. Czuje się, że kawałek serca Agnieszki pozostał przy mężu. Jestem przekonany, iż gdyby nasza bohaterka miała całkowitą pewność, że złe chwile z przeszłości nigdy się już nie powtórzą, wróciłaby do męża.
Dotarło do niej jednak w końcu, że przyszłość z mężem nie będzie sielankowa, że on się nie zmieni, nie ustabilizuje. I choć prawdopodobnie nadal darzy go uczuciem, podjęła ostateczną decyzję o odejściu od niego. Ta decyzja nie przyszła jej łatwo. Dojrzewała do niej przez kilka lat.
Moim zdaniem, to decyzja najlepsza z możliwych. W imię czego ma znosić kaprysy czy napady agresji męża? W imię czego ma wciąż ulegać, słuchać insynuacji uwłaczających jej godności, a nie znajdujących potwierdzenia w rzeczywistości? W imię czego ma przeżywać koszmar?
Próbowała. Walczyła. Ale do tanga trzeba dwojga.
Agnieszka jest jeszcze młoda i ma prawo do szczęścia. Ma szansę ułożyć sobie życie z innym kochającym partnerem, stworzyć swemu dziecku normalny dom. Trzymam za nią kciuki.